Zimowa Szrenica
W 2021 roku udało nam się trafić kilka spektakularnych wschodów i zachodów słońca. Podczas dyskusji odnośnie kolejnych wypraw padł pomysł noclegu na Szrenicy. Plan doskonały. Schronisko na szczycie, wystarczy dostać się na miejsce nim słońce zniknie za horyzontem, a o poranku drugie widowisko gratis. Po szybkim rozeznaniu okazało się jednak, że aby zanocować, trzeba rezerwować pokoje ze sporym wyprzedzeniem (zwłaszcza, że planowaliśmy wyprawę większym składem). W ten sposób w okolicach 10 października zaklepaliśmy sobie 3 pokoje na 11 grudnia.
Ruszamy
W końcu przyszedł dzień wyprawy. Prognoza zachęcająca, jednak niezależnie od warunków (no może po za skrajnościami) nastawienie załogi było raczej w stylu „Robimy to!”. Z racji tego, że nie każdy z uczestników jest rannym ptaszkiem i przecież nie gonił nas czas, bo w planach mieliśmy nocleg na Szrenicy, umówiliśmy się w Szklarskiej Porębie na 9:00. Niemal punktualnie wyruszamy. Żółtym szlakiem powoli gramolimy się do góry. Poranek raczej rześki, idziemy w cieniu, więc słońce nas nie ogrzewa. Niebo za to błękitne, zachęca 🙂 . Dochodzimy do schroniska Pod Łabskim Szczytem. Tam chwile kręcimy się, aby zgrupować załogę, które zdążyła się już trochę rozciągnąć na trasie od parkingu i niebieskim szlakiem podążamy wyżej. Po naszej prawej stronie widzimy już punkt końcowy naszej dzisiejszej wędrówki w pełnym słońcu – schronisko na Szrenicy, a i do nas wreszcie przebijają się pierwsze promienie.
Pogoda sztos!
Po kilku minutach znajdujemy się na rozdrożu. W prawo na Szrenicę, lecz jest jeszcze za wcześnie na tą opcję. W lewo, zgodnie z wstępnym planem, Śnieżne Kotły, warunki jakie zastaliśmy na górze zachęcają do wydłużenia trasy. Ponownie grupujemy się, aby podjąć decyzję. Część ekipy idzie wg. trasy podstawowej na Kotły, my podekscytowani poniższym widokiem atakujemy czeską stronę. Plan – dojść do schroniska Vrbatova bouda, zawrócić czerwonym szlakiem, zaliczyć Wodospad Panczawy i punkty widokowe na trasie. Z pod Labskiej boudy, szlakiem żółtym wyjść na Śnieżne Kotły, a potem do schroniska na nocleg. Ambitnie, ale zbijamy piątki i „Robimy to!”.
Nie mów hop!
Od tego momentu wędrówka nieco się komplikuje, zaczynamy walkę ze śniegiem. Przez spory odcinek zapadamy się z każdym krokiem, więc trzeba iść po wydeptanych i niestety głębokich prawie do kolana śladach. Po jakimś czasie dochodzimy do odcinka, który zapamiętaliśmy jako asfaltową drogę z letniej wyprawy w te rejony i rzeczywiście warunki się poprawiają. Maszerujemy już nieco wygodniej i dochodzimy do wyznaczonego wcześniej celu, Vrbatovej boudy. Chwila na herbatkę i posiłek z pięknym widokiem, robimy nawrót i czerwonym szlakiem kontynuujemy wyprawę. Od tego momentu zamiast do kolan, wpadamy w śnieg praktycznie po pas. Do Labskiej boudy mamy ok. 2km, ale warunki w jakich przyszło nam iść ograniczają prędkość do absolutnego minimum. Nie mamy jednak wyjścia, trzeba iść. Docieramy do wodospadu. Wiemy, ze tam jest, ale wszystko przykryte śniegiem. W ramach rekompensaty morze chmur przed nami.
Dalej już Labska bouda. Chwilowy postój, aby coś przekąsić i uzupełnić energię. Wieje i szybko odechciewa nam się stać w miejscu. Wymęczeni przedzieraniem się przez zaspy po pas, decydujemy się jednak nie wchodzić na Śnieżne Kotły. Wydeptaną jako tako trasą idziemy w kierunku szlaku, którym przyszliśmy z Polski. Znowu odcinek, gdzie trzeba celować w głębokie ślady poprzedników. Na horyzoncie widać już skrzyżowanie, na którym się rano rozdzieliliśmy. Sił już mniej. Te kilkaset metrów ciągnie się niemiłosiernie. Ostatecznie po ponad 3 godzinach na czeskiej stronie jesteśmy znów u siebie. Słońce już dosyć nisko, a przed nami jeszcze 3 km do miejsca spoczynku.
Na szczęście od tego momentu trasa jest już wydeptana. W promieniach słońca idzie się jakby lżej, ale mimo wszystko już na autopilocie. Po drodze delektujemy się widokiem. Po ok. 40 minutach od zameldowania się na skrzyżowaniu, docieramy do Szrenicy. Słońce znika za horyzontem praktycznie w tym samym momencie, w którym my przekraczamy próg schroniska.
Afterparty
Wymęczeni, ale zadowoleni jemy ciepły posiłek w schronisku. Do tego zasłużone piwko. Chwila na ogarnięcie się i spotykamy się wszyscy ponownie na dole. Resztę wieczoru spędzamy na graniu w różne karcianki. Przy każdym stoliku ktoś coś popija i gra w planszówki. Dzień dał nam w kość. Mimo ambitnych planów, aby przyatakować jeszcze jakąś trasę, decydujemy się jednak na powrót najszybszą drogą do Szklarskiej Poręby następnego dnia.