Beskid Żywiecki,  Gorce,  Góry,  Pieniny

Urlop z Koroną Gór Polski

Sielanka urlopowa już za nami. Jeśli chodzi o tegoroczne wakacje, to wypoczynek psychiczny jak najbardziej, fizyczny niekoniecznie, a to za sprawą ambitnego planu na zdobycie ostatnich pięciu szczytów go #KGP. Dosyć szczegółowy plan tego wypadu powstał ze sporym jak na nas wyprzedzeniem, no ale nie wszystko można robić na spontanie. Lipcowy piąteczek w pracy przebiegł jak to zawsze przed urlopem już na luzie, ale na trasę ruszymy dopiero we wtorek. Weekend z obawy przed korkami zostawiamy sobie na sprawy organizacyjne, jakieś ostatnie zakupy i ogarnięcie domowych tematów.

Beskid Żywiecki

Ruszamy we wtorek o poranku. Dzień wcześniej dyskutujemy jeszcze jak wczesna pobudka nas czeka. Z uwagi na 5 szczytów, które mamy w planie, postanawiamy nie szarżować. Ostatecznie chwilę po 6:00 zgarniam Łukasza i kierujemy się na autostradę. Trasa bez komplikacji, humory dopisują, jest lekka ekscytacja. Kwadrans po jedenastej meldujemy się na parkingu, kupujemy bilet do Babiogórskiego Parku Narodowego i rozpoczynamy wędrówkę zielonym szlakiem. Idziemy cały czas pod górę. Nachylenie jakieś 10-15 stopi. Po godzinie docieramy do Schroniska PTTK na Markowych Szczawinach. Wchodzimy na chwilę do środka, aby przybić pieczątkę. W środku jak i na zewnątrz sporo ludzi, więc postanawiamy podejść jeszcze kawałek (szlak żółty-niebieski) i w zaciszu robimy sobie małą przerwę. Docieramy do Skrętu Ratowników i kierujemy się na Perć Akadamików. Po niespełna dwóch godzinach od startu docieramy do pierwszych sztucznych ułatwień na szlaku. Pokonujemy ten odcinek dosyć sprawnie, podziwiamy widoki, nie śpieszymy się. Łańcuchy i drabinki, całkiem fajna sprawa. Łukasz choć nie jest fanem tego typu atrakcji, również przeszedł bez problemu (lub dobrze przyaktorzył :)).  Ostatnie pół kilometra do szczytu z małą przerwą zajmuje nam ok. 40 minut. Babia Góra zdobyta! Na szczycie tłum, więc szybko cykamy fotkę i szukamy jakiejś miejscówki na uboczu. Pół godzinki na posiłek i podziwianie Tatr. Z racji tego, że to pierwszy dzień, sił całkiem sporo i nie mamy w planach innych szczytów korony na dziś, do auta wracamy inną trasą. Wzdłuż granicy przechodzimy przez Małą Babią Górę, Przełącz Jałowiecką. Przed Jałowcowym Garbem kolejna przerwa w szałasie turystycznym. Stąd, ostatnie 6 kilometrów ciurkiem do auta  kończymy trasę po 6 godzinach i 30 minutach. Chwila oddechu na parkingu i udajemy się na miejsce noclegu.




Turbacz

Z uwagi na napięty grafik, kolejnego dnia na ruszamy o godzinie 5:00. Początkowo drogami leśnymi zmierzamy w kierunku żółtego szlaku. Pogoda dopisuje o czym przekonujemy się po wyjściu na otwartą przestrzeń. Za nami rozpościera się widok na Tatry, niebo bezchmurne, widoki przepiękne. Droga nie jest ciężka, utrzymujemy dobre tempo. Po godzinie docieramy do drewnianej Kaplicy Matki Bożej Królowej Gorców, wybudowanej w 1979 roku na 900-lecie męczeńskiej śmierci św. Stanisława, ale również na pamiątkę pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do ojczyzny.

Przy kaplicy robimy krótki postój, ładując baterie przed dalszą droga, ciesząc się panująca w tym miejscu ciszą i spokojem. Ruszamy dalej w stronę szczytu, po 10 minutach szlak żółty łączy się z niebieskim, po kolejnej godzinie docieramy do Schroniska PTTK na Turbaczu. Z marszu skręcamy na szlak czerwony i po 10 minutach docieramy na szczyt Turbacza (1310 mnpm). Tam zostajemy trochę dłużej podziwiać otaczające nas widoki, w międzyczasie dokumentując zdobycie kolejnego szczytu do korony. Odpoczywając sprawdzamy pogodę na kolejne dni. Niestety warunki nie zapowiadają się zbyt dobrze, na czwartek przewidywane jest załamanie pogody, co może pokrzyżować nam plany z wejściem na Rysy.  

Na powrocie wstępujemy do schroniska po pieczątkę i schodzimy do domku, w którym nocowaliśmy. Docieramy tam o 9:00 (trochę szybciej niż to przewidywaliśmy dzień wcześniej), korzystamy z zapasu czasu na chwilę odpoczynku. Ogarniamy sytuację pogodową i podejmujemy decyzję o zmianie kolejności w zdobywaniu ostatnich 3 szczytów. Pakujemy się i ruszamy do Szczawnicy, gdzie mamy kolejny nocleg. 




Wysoka

W Szczawnicy jemy obiad. Upał i wczesna pobudka przekonała nas także do krótkiej drzemki.  Nie przyjechaliśmy jednak tutaj spać i tego samego dnia ruszamy zdobyć Wysoką, najwyższy szczyt Pienin.

Startujemy po 15:00. Wchodzimy na zielony szlak z parkingu miejscowości Jawroki. Przechodzimy przez Wąwóz Homole, podziwiając widoki. Na samym początku mijamy po lewej stronie skałę zwaną Wapiennik, a za nią ciągnie się dalej długa niemal pionowa ściana Grzebienia. Po prawej ciągnie się wyższa od nich i równie stroma Prokwitowska Homola. Za Grzebieniem znajduje się Niska Skała o wysokości 70 m, a za nią Wysoka Skała, mająca aż 120 m wysokości. Całą trasę przez wąwóz pokonujemy wzdłuż potoku Kamionka, nad którym ułożone są stalowe kładki umożliwiające poruszanie się szlakiem, który przebiega po obu stronach strumienia. Po 30 minutach docieramy do polany, która zamyka wąwóz i ruszamy dalej w kierunku Wysokiej.

Po kolejnych 15 minutach mijamy bazę namiotową Jawroki “Pod Wysoką”. Pniemy się dalej zielonym szlakiem. Wychodzimy na otaczające Wysoką łąki, na których odbywa się wypas owiec. Dochodzimy do granicy lasu, tu szlak zaczyna się piąć OSTRO w górę. Kolejne minuty, przybywa wysokości, ale nic za darmo. Upał i stromizna daje w kość. . Z zielonego wchodzimy na szlak niebieski, którym docieramy na rozdroże Pod Wysoką, skręcamy w lewo dalej idąc niebieskim szlakiem i po 15 minutach docieramy na szczyt Wysokiej. Wysiłek wynagradza nam kolejny piękny widok na Tatry. 

Dokumentujemy przybycie na szczyt, niestety pieczątka jest w dramatycznym stanie jednak jako-tako udaje się ją przybić. Na wysokiej spotykamy parę piechurów, która również zdobywa Koronę Gór Polski. Po odpoczynku ruszamy w drogę powrotną. 

Trochę zmęczeni, ale w dobrych humorach idziemy spać. Kolejnego dnia czeka nas jeszcze wcześniejsza pobudka i atak na Rysy.